Weszłam do pociągu i zaczęłam szukać jakiegoś wolnego przedziału. Po kilku minutach znalazłam wolne miejsce. W przedziale siedziała tylko jedna osoba. A mianowicie chłopak. Trochę wyższy ode mnie, w miarę dobrze zbudowany, niebiesko - zielone oczy i ciemnobrązowe włosy. Jednym słowem - ciacho!
- Czy tu jest wolne? - zapytałam niepewnie.
- Tak, jasne. - odpowiedział z uśmiechem. Boże, co za uśmiech. Mogłabym na niego patrzeć wiecznie. Usiadłam na swoim miejscu i wyjęłam telefon. Napisałam ciotce, że za kilka godzin dojadę. Dyskretnie zerknęłam na cud - chłopaka siedzącego naprzeciwko mnie. Miał słuchawki w uszach, zamknięte oczy, a głowę opierał o szybę. Wyglądał tak słodko. Nie mogłam się tak gapić na niego, bo wyszłabym na jakiegoś świra. Wyjęłam więc książkę i próbowałam ją czytać. Niestety, była ona okropnie nudna. Westchnęłam głęboko po czym wyjęłam ołówek z torby żeby bazgrolić coś z tyłu książki. Zawsze tak robiłam. Totalnie bezsensowne zajęcie. W pewnym momencie złamał mi się ołówek. Niestety, nie miałam temperówki.
- Fuck! - przeklnęłam pod nosem.
- Co się stało dziewczyno, której imienia nie znam, ale mam nadzieję, że je zaraz poznam. - zapytał ze śmiechem.
- (t. im). Iiii.. ołówek mi się złamał. - odpowiedziałam patrząc na zepsutą rzecz z widocznym smutkiem.
- Jestem Louis, a twoje imię jest bardzo ładne. - odpowiedział bardzo miłym głosem. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo zwykle nie lubiam komplementów, a tym razem.. Resztę podróży przegadaliśmy. Louis jest zabawnym i mega zwariowanym chłopakiem. Śmialiśmy się co chwilę dosłownie z niczego. Polubiłam tego gościa. Ale potem nadszedł czas żeby się pożegnać. Musiałam wysiąść, bo dojechaliśmy do New Castlle. Miasteczka, w którym mieszka ciotka Ellen. Pożegnałam się i pocałowałam Lou w policzek.
* Po wakacjach. Październik.*
Szkoła, szkoła i jeszcze raz totalna męka. Ale dobrze, że pojutrze mam urodziny. Już osiemnaste. Nie jestem tym szczególnie podekscytowana. Czuję się neutralnie z tą świadomością. A teraz z innej beki. Ostatnio moja kumpela załatwia dwa bilelty VIP na koncert jej ulubionego zespołu - One Direction. Z raz ich w necie widziałam. Ale nigdy nie słuchałam.
*Dzień koncertu*
Ubrałam się szybko, bo kumpela bała się, że nie zdążymy. A na koniec okazało się, że musiałyśmy czekać godzinę. Ona cały czas trajkotała, że zobaczy Zayna. On bardzo jej się podoba. Nie powiem, ładny to on jest. Ale na pewno nie w moim typie. Wreszcie na scenę, pięciu gości. Blondyn, Loczek, Zayn czy jak mu tam, jakiś jeszcze inny, a na końcu wszedł chłopak w koszulce w paski i czerwonych rurkach. Zdziwiłam się, bo to był Louis. Ten, z którym siedziałam w jednym pociągu kilka miesięcy wcześniej. Cały koncert słuchałam jego pięknego głosu z totalnym niedowierzaniem. Po koncercie poszłyśmy za kulisy. Z daleka usłyszałam znany mi głos.
- (t. im)? To ty, czy mi się wydaje? - powiedział Lou podchodząc i mierząc mnie wzrokiem.
- Cześć Louis. Nie mówiłeś, że jesteś.. no wiesz, sławny. - odpowiedziałam.
- Yy, byłem pewny, że jesteś tego świadoma. Ale chyba się myliłem. No tak, to by wyjaśniało fakt, że wtedy nie piszczałaś. - zastanawiał się Lou.
- To wy... się znacie? - odezwała się moja kumpela.
- Tak, poznaliśmy się... kiedyś. - odpowiedziałam.
-I nic mi o tym nie wiadomo?! - wkurzyła się (im.t.k.).
- Bo to trochę długa historia.. - wyjaśniał Lou.
Dziewczyna była trochę zmieszana tą sytuacją. Wzięłam ją za rękę i poszłyśmy poznać resztę chłopców. Bawiliśmy się z nimi świetnie, ale potem musiałyśmy się zbierać. Umówiłam się z Luoisem na jutrzejszy wieczòr. Randka? Chyba można tak to nazwać.
*Na drugi dzień*
Dochodziła 18., ja szykowałam się na spotkanie z Lou. Założyłam swoją ulubioną czarną koronkową sukienkę i do tego czarne baleriny z ćwiekami. Wzięłam jeszcze delikatnie różowy sweterek zapinany na guziki i torebkę po czym wyszłam z domu. Mieliśmy się spotkać w parku, na "Nocy spadających gwiazd". Nie mogłam się już doczekać. To chyba będą moje najlepsze urodziny w życiu. Kiedy dotarłam w umówione miejsce, czekał na mnie rozłożony koc. Podszedł do mnie Lou.
- Pięknie wyglądasz. - powiedział melodyjnie.
- Dziękuję. - odpowiedziałam siadając na kocu.
- Wszystkiego najlepszego! - powiedział Lou i moim oczom ukazała się mała babeczka z kolorową posypką, a na niej świeczka. Pomyślałam życzenie i zdmuchnęłam ją. Chłopak się uśmiechnął, a ja dłożyłam talerzyk i położyłam się. Lou zrobił to samo. Po dłuższej
chwili ciszy odezwałam się.
- Mam pytanie. Dlaczego nie powiedziałeś mi wtedy o zespole i o tym kim jesteś?
- Szczerze? Bo wtedy traktowałabyś mnie inaczej. A tak poznałaś najpierw prawdziwego Louisa. Nie tego Louisa Tomlinsona z 1D. Rozumiesz, prawda? - spojrzał na mnie tymi swoimi głebokimi oczami.
- Tak, rozumiem. Polubiłam cię, wiesz? - posłałam mu szczery uśmiech.
- Ja ciebie też polubiłem. Od naszego spotkania.. myślałem o tobie każdego dnia. Nie wiem czemu, ale to może się wydać głupie. Po prostu tego byłem n siebie zły, że nie wziąłem od ciebie numeru telefonu albo czegokolwiek.
- Ale jakimś cudem się spotkaliśmy. Możliwe, że dzięki mojej zwariowanej koleżance. - położyłam głowę na jego ramieniu. On... pocałował mnie w czoło. Spojrzałam na niego. Czułam coś w sercu. Nie wiem co, ale to było takie fajne ciepełko. Nasze twarze zbliżały się do siebie coraz bardziej. Po chwili nasze usta złączyły się w pocałunek, który był spełnieniem mojego urodzinowego życzenia.
Imagin z Lou, zaliczony! To coś zboczone miało być niespodzianką, ale niestety Gitana nie potrafi dochować tajemnicy xD Ja w każdym razie nie będę nic więcej zdradzała. Proszę o szczere komentarze ;)
Lovin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz